Jarosław Szarek 15-05-2012,
Na ulice Krakowa w czarnym – żałobnym marszu wyszło tysiące studentów. Była to największa niezależna manifestacja środowiska akademickiego w mieście od marca 1968 roku. Garstka przyjaciół i kolegów Stanisława Pyjasa nie dopuściła, aby jego śmierć pozostała anonimowa. Z wyzwolonej wtedy aktywności środowiska akademickiego wyrósł Studencki Komitet Solidarności.
15 maja 2012 mija 35 lat od utworzenia Studenckiego Komitetu Solidarności. Tekst z archiwum „Rzeczpospolitej” z maja 2007
Bunt w imię ocalenia
Ponad strachem
Utworzyli go studenci wywodzący się z różnych środowisk od dawna już krytyczni wobec komunistycznej rzeczywistości i próbujący stworzyć w niej dla siebie niewiele obszary swobody. Część z nich związana była z Duszpasterstwem Akademickim Beczka? natomiast drudzy to kontestująca młodzież skupiona wokół Domu Akademickiego Żaczek – przeważnie studenci filologii polskiej i filozofii UJ.
Żyć bez kłamstwa
Początki dominikańskiego Duszpasterstwa Akademickiego Beczka? którego historia sięga lat 60., związane są głównie z działalnością ojca Tomasza Pawłowskiego oraz ojca Jana Andrzeja Kłoczowskiego? zwanego „Kłoczem”? który miał dar gromadzenia wokół siebie poszukującej młodzieży. Beczka dawała nie tylko możliwość uczestniczenia w przeżyciach religijnych? ale wielu inicjatywach o charakterze społecznym czy edukacyjnym. Studenci pomagali chorym? wyjeżdżali na budowy kościołów? a na Słowację przemycali religijną literaturę. Spotykali się na dyskusjach i wykładach? gdzie poznawali treści nieobecne w oficjalnym życiu PRL. Po kilku latach związków z Beczką jej najaktywniejsi uczestnicy zaczęli gromadzić wokół siebie jeszcze młodszych – uczniów krakowskich szkół średnich. Spotykali się z nimi? czytali Biblię oraz bezdebitowe książki? dyskutowali na tematy etyczne i społeczne.
– Dyskutowaliśmy na tematy polityczne? ale właśnie w tej niewielkiej grupie? aby nie stwarzać wrażenia, że jesteśmy środowiskiem opozycyjnym. W duszpasterstwie staraliśmy się podkreślać charakter czysto religijny i społeczny. Młodzież z tym się zgadzała? że Kościół musi być środowiskiem długiego trwania? ale jednoznacznie określonym w swej opozycyjności wobec reżimu. Zdawaliśmy sobie jednak sprawę? że jesteśmy pod zaborami i musimy starać się przetrwać – wyjaśnia swą metodę wychowawczą ojciec Kłoczowski.
W październiku 1976 roku drogi studentów z Beczki coraz częściej spotykały się z drogami kontestatorów skupionych wokół Żaczka (bliższe związki wynikły z podpisania listu w obronie Wildsteina? którego usiłowano wtedy – po raz pierwszy – relegować z UJ za współpracę z KOR). Łączył ich fakt? że byli młodzi? słuchali tej samej muzyki? wyróżniali się długimi włosami? nosili brody i chodzili w dżinsach. Przede wszystkim jednak czytali „książki zbójeckie” o wymiętych okładkach „Kultury” i szaro-białe wydawnictwa InstytutuLiterackiego.
Wcześniej? wiosną 1976 roku, Wildstein z kilkoma kolegami postanowił założyć na polonistyce nieformalny klub dyskusyjny. – W gronie kilku osób spotykaliśmy się w prywatnych mieszkaniach. Zdobyliśmy kilka książek – nielegalnych oczywiście – paryskiej „Kultury”? które wymienialiśmy między sobą i rozmawialiśmy na ich temat. Zastanawialiśmy się nad stworzeniem podziemnego pisma. To wystarczyło? aby SB dobrała się do nas – wspominał Bronisław Wildstein. To wtedy współpracę z bezpieką podjął jeden z nich – Lesław Maleszka („Ketman”? później także „Return”) ? jeden z najcenniejszych agentów SB.
Po wydarzeniach czerwca 1976 roku zaangażowali się w pomoc represjonowanym robotnikom. – Poznawaliśmy innych? którzy również postanowili zaprotestować. Przepisywaliśmy komunikaty KOR i próbowaliśmy kolportować je jak najszerzej. Informowaliśmy ludzi. Tłumaczyliśmy wszystkim? którzy chcieli i nie chcieli słuchać? a tych drugich było znacznie więcej? że nie możemy być bezczynni – dodaje Wildstein.
– Od tej chwili zaczęła się ciągła inwigilacja: dzień i noc? krok w krok? esbek czekał przed salą wykładową na uczelni? zmieniały się samochody? którymi jeździli. Uruchomiono gigantyczny arsenał środków? by nas zniechęcić do działań na rzecz KOR. Mieliśmy zrozumieć? że bezpieka wie o nas wszystko. Nie przypominam sobie jednak? by zastraszanie odniosło skutek. Bezpieka scementowała nasze środowisko – zapamiętał Bogusław Sonik.
Bariera strachu została przełamana? a zamordowanie Pyjasa spowodowało? iż krąg osób gotowych do zerwania z kłamstwem znacznie się powiększył. 15 maja 1977 roku w Krakowie na ulice wyszło tysiące studentów. – Nigdy nie przypuszczałam? że taka będzie reakcja krakowian? że strach ich nie sparaliżuje? że przyjdą na mszę za Staszka tak licznie. Potem? na Szewskiej? ludzie tłoczyli się, by zobaczyć klepsydrę czy doczytać odezwę do mieszkańców Krakowa. Mieliśmy za mało odbitek, by je rozdawać chętnym. Wojtek Onyszkiewicz zaczął je głośno czytać, aż wysiadł mu głos. Zmienialiśmy się więc? a po południu ja też chrypiałam. Tłum gęstniał z każdą godziną. Otoczeni ludźmi czuliśmy się bezpieczni: próby aresztowania kończyły się fiaskiem? bo ludzie odbijali nas z rąk straży SZSP i SB. Krakowianie byli naszymi sprzymierzeńcami i naszą polisą ubezpieczeniową. Obawiałam się jednak zmroku. Noc oddawała bezpiece swobodę manewru i pewność siebie. Byłam niemal pewna? że nas wcześniej czy później wyłapią i zrobią procesy. Ale baliśmy się nie tylko o siebie. W ciemności możliwa była każda prowokacja. Wystarczyło nawet jakieś przypadkowe spięcie, by wywołać coś tragicznego. Gorączkowo szukaliśmy jakiegoś „zakończenia”? jakiejś możliwości wyprowadzenia ludzi z ciasnych uliczek i z Rynku. Idea pójścia pod Wawel była najlepszą z możliwych? a może jedyną możliwą – wspomina Liliana Batko (obecnie Sonik).
Ideę Czarnego Marszu? który wyprowadzi żałobników z Rynku? aby nie zetknęli się z „barwnym korowodem juwenaliowym Najpiękniejszej Studentki Krakowa”, rzucił Antoni Macierewicz. Sam – aresztowany przez gwardię juwenaliową? która oddała go w ręce SB – nie wziął już w nim udziału. Wieczorem z Szewskiej ruszył pochód. Ale po przepuszczeniu czoła manifestacji esbecy zablokowali wyjście ulicy na Rynek. Do czoła pochodu dołączył tłum zgromadzony w Rynku i kilkutysięczny pochód ruszył na Wawel. – Pod Wawelem wlazłem na odwrócony do góry dnem śmietnik i odczytałem oświadczenie powołujące SKS. Rozeszliśmy się po kilkunastu minutach. Trochę się dziwiłem? że nie ma innych? ale nie miałem czasu na rozmyślania? bo już Józek Śreniowski (członek KOR z Łodzi) zabierał mnie na manifestację? która miała się odbyć w tym mieście nazajutrz wieczorem – wspomina Ruszar. – Dopiero po kilku dniach? po powrocie do Krakowa? dowiedziałem się? że były dwa pochody.
– Kordon ubeków zagrodził Szewską. Tłum pękł na dwie części – opowiada Liliana Batko-Sonik – a my zostałyśmy z Iwoną Galińską i z ludźmi? za których wzięliśmy jakoś odpowiedzialność. Zmieniłyśmy kierunek: pod Wawel można było pójść też przez Planty. Szliśmy w ciemności? trzymając się kurczowo pod ręce. Z jednej strony miałam Iwonę? a z drugiej panią? której nigdy nie przestanę być wdzięczna i nigdy jej nie zapomnę (była z córką chorą na zespół Downa). Za nami szedł tłum – wspomina Liliana Batko wieczorny marsz pod Wawel? gdzie wobec kolejnych tysięcy krakowskich studentów odczytano deklarację powstania Studenckiego Komitetu Solidarności.
Tekst z archiwum „Rzeczpospolitej” z maja 2007
Rzeczpospolita